czwartek, 23 października 2014

Klasztor (zamek) w Otyniu

Otyń jest małą miejscowością leżącą w województwie lubuskim. Zawitaliśmy tam podczas naszej tegorocznej, wrześniowej wyprawy w celu zwiedzenia ruin klasztoru jezuitów. Obiekt jak i przyległy do niego ogrodzony teren znajduje się w rękach prywatnych. Klasztor jest zarośnięty, zagruzowany i zaśmiecony. Jednakże zasługuje na dużą uwagę z kilku powodów które przedstawię dalej. Na początek trochę ciekawej historii tego miejsca.

Na miejscu obecnych ruin w XV wieku przez rodzinę von Zabeltitz, właścicieli pobliskich ziem, został wybudowany zamek. Książę głogowski Jan II zwany przez historyków Szalonym lub Złym zgładził ten ród oraz skonfiskował jego majątek. Usprawiedliwiał ten czyn zwalczaniem rozbójnictwa, którym rzekomo trudniła się rodzina. W 1516 r. bracia Hans i Nickel Rechenberg nabyli dobra od króla czeskiego Władysława Jagiellończyka. Przebudowali oni gotycki zamek w jedną z najbardziej okazałych rezydencji w północnej części księstwa głogowskiego. Budowla była modernizowana i rozbudowywana przez kolejnych potomków Rechenbergów do początków XVII stulecia. W 1649 roku majątek przejął zakon jezuitów, który dostosował go do potrzeb klasztornych. W 1702 r. miasto oraz całość założenia zamkowego strawił pożar. Zniszczenia były tak poważne, że jezuici podjęli decyzję o rozebraniu większości murów renesansowego zamku i wzniesieniu nowego zespołu klasztornego z kaplicą. Po kasacie zakonu i opuszczeniu Otynia przez jezuitów (rok 1786) klasztor został zamieniony w rezydencję magnacką. Z przekazów ikonograficznych i fotograficznych z połowy XIX i początku XX wieku wynika, że kolejni właściciele dbali o budowlę i przyległe do niego tereny. Obiekt otoczony był stylowo urządzonym parkiem. Gdy do władzy w państwie doszedł Hitler, ze względu na pochodzenie żydowskie właścicielkę Otynia (Renatę Bronowa von Lanceken) pozbawiono majątku. II wojnę światową klasztor przetrwał bez szwanku. Przed wkroczeniem wojsk rosyjskich do miejscowości ksiądz Otto z garstką parafian ukrył figurę Matki Bożej, wota, naczynia, szaty liturgiczne i inne cenne przedmioty w piwnicach budowli. Krążące pogłoski o ukrytych skarbach i dobrach kościelnych niosły na proboszcza liczne naloty milicji i UB. Po przesłuchaniach został aresztowany. Gdy zwolniono go z aresztu, wrócił do Otynia i w ciągu kilku dni zmarł. W najbliższym czasie do klasztoru przybyły liczne zastępy jednostek UB, które po wielogodzinnych poszukiwaniach znalazły skrytkę. Dzięki staraniom polskiego księdza pozostawiono w Otyniu figurę Matki Bożej i przedmioty liturgiczne. Natomiast inne dobra w tym ukryte majątki mieszkańców niemieckich wywieziono do Zielonej Góry. Klasztor przez kilka kolejnych lat pozostał bez opieki. W  1946 oraz 1953 roku przeżył pożary po których zniknęły barokowe rzeźby i obrazy. Po wojnie zostały splądrowane również krypty klasztoru, gdzie spoczywali zmarli zakonnicy. W kolejnych latach obiekt przekazano do użytku lokalnemu PGR-owi. Po likwidacji PGR-u zabytek (już w ruinie) kupiła prywatna osoba. Taki stan utrzymuje się do dnia dzisiejszego. Poniżej rysunek oraz zdjęcie przedstawiające budowlę w czasach świetności.

Rysunek rekonstrukcyjny klasztoru-zamku (stan z XVIII w.). 
Źródło: T. Andrzejewski, K. Motyl "Siedziby rycerskie w powiecie głogowskim"

Zdjęcie na którym widzimy budynek bramny, kaplicę oraz przyległe ogrody (1905-1909r.).
Źródło: http://lubuskie.fotopolska.eu, Robert Weber. Schlesische Schlösser. Dresden-Breslau 1909

Od samej chwili przybycia na miejsce, w pobliże klasztoru Otyńskiego byliśmy obserwowani przez okolicznych mieszkańców. Wręcz czuliśmy na sobie dziwne spojrzenia rozmawiających staruszek. Z tego powodu jak i z racji, że obiekt znajduje się tuż przy starych budynkach mieszkalnych (kamienicach?), postanowiliśmy obejść nasz cel i wkroczyć na teren prywatny "od tyłu";) Zadanie to ułatwiła nam dziura w siatce. Jednakże nie było tak łatwo, ponieważ z tyłu znajdują się ogródki, a teren blisko ogrodzenia jest zakrzaczony i zaśmiecony. Musieliśmy zachowywać się bardzo cicho i być ostrożni, gdyż niedaleko często przechodzili ludzie. Jeden przechodzeń był nawet z wolno puszczonym psem. W pewnym momencie zwierzak zaczął szczekać i biec w naszą stronę, czym bardzo przestraszył naszą Towarzyszkę. Na szczęście okazało się, że wywęszył jakiś inny trop;) Aby wejść na dziedziniec klasztoru musieliśmy się wspiąć po kawałku zawalonego muru. Po krótkiej wspinaczce oczom naszym ukazało się ogromne, rozłożyste drzewo rosnące na środku dziedzińca. Jego liście przypominały liście klonu. Samo drzewo wyglądało na bardzo stare i robiło piorunujące wrażenie. Jak się później dowiedziałem jest to platan. Po zobaczeniu ruin otaczających dziedziniec, weszliśmy w budynek bramny i skręciliśmy w lewo. Dotarliśmy do wielkiej, strzelistej kaplicy klasztornej. Na ścianach i filarach można zobaczyć pozostałości zdobień oraz płaskorzeźb. Natomiast na środku posadzki kaplicy jest wielka dziura prowadząca najprawdopodobniej do krypt. Otwór jest zaśmiecony i zagruzowany (ktoś nawet przywlekł tam wielką oponę), dlatego nie próbowaliśmy tam wchodzić. Sam klasztor mile nas zaskoczył. Wielka szkoda, że nikt nie stara się zabezpieczyć obiektu i z każdym dniem coraz bardziej niszczeje. Naprawdę warto zobaczyć ten zabytek jak i zapoznać się z jego historią. Oto kilka zdjęć z wyprawy:

Zawalony mur po którym musieliśmy się wspiąć.

Platan rosnący na środku dziedzińca. Niestety zdjęcie nie oddaje w pełni wielkości rośliny.

 Ruiny budynku otaczającego dziedziniec.

 Wnętrze takiego budynku.

 Po lewej budynek bramny, przez który weszliśmy do kaplicy.

 Pozostałości zdobień ścian kaplicy.

 Sklepienia kaplicy.

 Widok na kaplicę od strony ołtarza.

Widok od strony wejścia.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz